Browsed by
Kategoria: Materiały budowlane

Materiały budowlane stosowane … w budownictwie, przemyśle, energetyce, rolnictwie i jeszcze, jeszcze…, a gdzież ich nie ma

Słowo na „nowe otwarcie”

Słowo na „nowe otwarcie”

Z trudem ograniczam się do kilku zdań na „nowe otwarcie” w sytuacji, kiedy praca nad przygotowaniem nowej wersji sklepu trwała tak wiele miesięcy. Ze starym „softem” sklepowym nie dało się już dłużej pracować. Wprawdzie do ostatnich chwil pracował jak należy, ale kosztowało to nas coraz więcej i więcej starań. W końcu był to dramatyczny wydatek energii , który uniemożliwiał rozwój. Trochę tak jak ze starym samochodem – albo złom  albo zabytek. Po kilkunastu latach ( dokładnie 12 – tu ) – to pewnie niektórych z Państwa trochę rozbawi – obcowania z programem „przywiązaliśmy” się do os-commerce. Nad naszym egzemplarzem pracowaliśmy tak długo, tyle potu łez i krwi nas to kosztowało, że nie podobna go tak po prostu ciachnąć do piachu. Może jakaś izba pamięci” .. ha. Pożyjemy zobaczymy.

Utrzymując się w tych nostalgiczno-historycznych klimatach dopowiedzmy coś jeszcze ważnego! Budowlany sklep internetowy Icmatket to jeden z pierwszych sklepów w tej dziedzinie w Polsce … jeżeli nie PIERWSZY! Ileż to konkurencyjnych sklepów przez kilkanaście lat kopiowało bezkarnie nasze pomysły 🙂  Świat zawsze zamieszkiwali twórcy i epigoni. Ta druga postawa jest nam wstrętna, co zapewne udowodni nowa wersja sklepu Icmarket Materiały Budowlane IR. Mamy nadzieję, że wszyscy dotychczasowi klienci docenią nasz wysiłek „prokreacyjny” 🙂 i dobrze przyjmą nową wersję icmarket mb IR. O funkcjonalnościach i walorach nowego sklepu .. ani słowa. Niech chwali się sam, a bez wątpienia ma czym.

Gorąco Państwa zachęcamy! Spróbujcie . Zapraszamy!

 

 

Ceny materiałów budowlanych

Ceny materiałów budowlanych

Materiały budowlane ceny – bardzo interesujący temat. Zarówno w kontekście bieżącym jak i perspektywie nieco bardziej ogólnej. Zmiany cen materiałów budowlanych to nasza codzienna praca, codzienny wysiłek. Tym razem skorzystam z krótkiej wolnej chwili i podzielę się z Państwem kilkoma uwagami dotyczącymi … powiedzmy dosyć specyficznych aspektów związanych z cenami materiałów budowlanych na polskim rynku.
Ceny materiałów budowlanych są funkcją wielu czynników. W dłuższym czasie  są to bez wątpienia: stabilność gospodarcza państwa oraz poziom faktycznie wdrożonych inwestycji. Tak się składa , że Polska w okresie ostatnich kilkunastu latach – wbrew opinii „politycznych gadaczy” z lewa, prawa i centrum – staje się krajem coraz bardziej stabilnym. Oczywiście mógłby wykrzyczeć całą litanię uwag krytycznych pod adresem stanu gospodarki, tego co ogólnie w życiu gospodarczym mi się nie podoba. Nie mogę jednak powiedzieć , że 15 czy 20 lat temu w Polskiej gospodarce było spokojniej i stabilniej niż obecnie. Przyjmuje za ważny probierz uspokojenia i stabilizacji mi ilość inwestycji koncernów zagranicznych produkujących materiały budowlane. Zakup i modernizacja sporej liczby polskich fabryk jest faktem bezspornym. Icopal, Ytong, , Rockwool , Weber, Isover , H+H, Armacell , Rigips , Silka , Wienerberger , Thermaflex , CRH … to mikro garstka marek – reprezentantów w wielkiej grupy , które swą pozycje rynkową zawdzięczają inwestycjom zagranicznego kapitału. O czym to świadczy ? A no właśnie o tym , że uznali tego rodzaju inwestycje za mało ryzykowne i lokowane we właściwym miejscu. Polska jest największym rynkiem z dawnych „demokracji ludowych”. Poza wszystkim geograficznie jest dobrze umiejscowiona w związku z  zainteresowaniem firm zachodnich pozostałymi rynkami „demoludów”. Fabryki zatem powstały i produkują z sukcesami od wielu lat. To powoduje wysycanie polskiego rynku materiałów głównie produkcją rodzimą tzn z fabryk sytuowanych na terenie kraju. Taki stan rzeczy wpływa na ceny korzystnie dla inwestorów zwłaszcza w sytuacja lekkiego przesytu czy wręcz nadprodukcji. W takich fragmentach rynku jak: budowlana wełna mineralna, styropian, gazobeton, niektóre z pokryć dachowych i kilku innych nabywcy są „rozpieszczani” poziomem cen. Walka o klienta zarówno ze strony producentów jak i zwalczających się hurtowni, marketów powoduje sytuację komfortową dla inwestorów. To również przyczyna dla której raz po raz skupiają uwagę na naszym rynku klienci z za  zachodnie granicy. Tam niektóre ceny są sporo wyższe niezależnie od kursów walut , który też bez znaczenia nie jest. Sytuacja powinna cieszyć – nie zawsze świadomych tego – polskich inwestorów. To niekiedy powód frustracji producentów.
– „kurcze tyle pieniędzy, takie nakłady, a teraz co… ledwo wiążemy koniec z końcem!!!.
To oczywiście dużo przesada … wystarczy zajrzeć do sprawozdań finansowych producentów. Tak niechętnie publikowanych. Zawsze jednak wyższy zysk to rzecz miła. Bardzo miła. Tym milsza im wielkość ocenia ktoś z zarządów lub wyższych gremiów nadzorujących funkcjonowanie firm. Wielkość zysku czasami stępia wrażliwość na wysokie standardy tak hołubione i propagowane w zagranicznych centralach. Powstają np stowarzyszenia producentów. Na łonie tychże „wymienia się doświadczenia”, czasami nieźle balanguje i nigdy przenigdy nie rozmawia o „przytrzymaniu” poziomu cen,  na niektóre grupy produktowe. To taka mała niewinna hipokryzja Europejczyków i innych światowców. Ja to nawet jestem w stanie zrozumieć. Są koszty i koniec . Wojny cenowe wyniszczają.
Ostatnio zauważyłem jeszcze jeden wykwit mający swe źródło również w rejonach …
– „kurcze coś musimy zrobić z tymi cenami” .
Otóż kilka firm produkuje produkty , których nie ma w oficjalnych cennikach. To produkty zastrzeżone dla wąskie grupy wyselekcjonowanych dystrybutorów lud dystrybuowanych bezpośrednio przez producentów bez używania sieci handlowej. Informacje nt temat tych produktów są skrzętnie skrywane na stronach internetowych czy na papierze. Jedynie odbiorca końcowy epatowany jest walorami produktu. Parę groszy da się w ten sposób dorzucić do koszyka z tych tzw produktów wysokomarżowych. Tego typu działania są racjonalne z perspektywy producenta i mikro fragmentu sieci dystrybucyjnej. Jednak perspektywa klientów, inwestorów i pozostałej części sieci to już spora kontrowersja. Argumenty producentów, żeby nie bawić się w tą ich ulubioną poskręcaną paplanina sprowadzają się do; „kto dużemu zabroni, robimy tak bo uznaliśmy, że tak chcemy robić” i drugi argument o koniecznym przygotowaniu merytorycznym wybranych dystrybutorów. Pierwszy chamsko imperialny trudny w realu” do zwalczenia. Drugi kłamliwy i śmieszny. Taki trochę listek figowy. Rzecz , o której pisze to nie tylko kwestia etyki biznesu. To nie również kwestia rozdźwięku między głoszonymi zasadami i misjami firm, realnym działanie – hipokryzja , aż za nadto oczywista. To kwestia formalna, prawna – po prostu. Zastanawiam się nad nazwą wskaźnika
– w liczniku – ilość produktów nie ujawnianych szerokiej publiczności ,
– w mianowniku –  ilość produktów publikowanych w oficjalnych cennikach.
Jak już wymyśle odpowiednią nazwę nie omieszkam Państwa poinformować.

Materiały budowlane to jeszcze nie dom!

Materiały budowlane to jeszcze nie dom!

Materiały budowlane to jeszcze nie dom

Teza tytułowa jest oczywiście trywialna. Warto jak sądzę zwrócić uwagę na kilka aspektów zjawiska. Zacznijmy od chronologii. Marzenia o budowie własnego domu, pieniądze nierzadko ciężkie spłacane przez długi czas naszego żywota, projekt i w końcu wymarzona realizacja. Staje dom , wprowadzamy się i mieszkamy. Po drodze zaliczamy parapetówkę. No powiedzmy w Podkowie Leśnej w miejsce parapetówki ma miejsce party lub uroczyste przyjęcie.  Szybko, miło i łatwo się o tym pisze, po drodze jest jednak taki drobiazg budowa. Ci Państwo od „paty” i uroczystych przyjęć” na otwarcie chaty nie mają na ogół problemów. Statystycznie to mikro odsetek. Ludzi zlecających wszystko w trakcie budowy od A do Z to nieco mniej niż 3%. Garstka inwestorów szczęśliwców z tak wielką „kasą” , dla których budowa domu to stosunkowo krótki i dosyć miły epizod w ich życiu.
Cała reszta inwestorów w trakcie budowy ma zbolałe ręce, nogi, plecy , a zwłaszcza głowę, zdaję się od niekończących , wciąż piętrzących kłopotów. Zostawmy sobie kwestie finansowania budowy na inną okazję. Przypatrzmy się samej budowie , kiedy już projekt przestudiowaliśmy w tą i z powrotem. Zaczynamy szukać ekipy wykonawczej i stosownych materiałów budowlanych. W końcu w obu przypadkach dochodzimy do pewnych wyników. Często występujący model budowy wygląda taki:  Pan majster zjeżdża na budowę z ekipą i sprzętem i mówi inwestorowi czego mu trzeba. Inwestor z wywalonym językiem biega po hurtowniach i marketach budowlanych, kupuje materiały , organizuje transport. Bywa , że wykonawca zaopatrzenia materiałowe bierze na siebie. Profesjonalny wykonawca powinien to robić. Doradzać w oparciu o rozbudowaną wiedzę merytoryczną, doświadczenie i zorientowanie na rynku materiałów budowlanych. Tu jednak profesjonalizm nie wystarcza. Jest jeszcze jeden konieczny warunek , który powinni tym przypadku spełniać wykonawca podejmujący się zaopatrzenia budowy – przyzwoitość. Etyka staje często na przeciw ogólnemu zabiedzeniu polskich wykonawców budowlanych. Tak przy okazji wiecie Państwo czym rożni się polski prywatny mały wykonawca budowlany od Anglika czy Niemca tej samej profesji ? Otóż Polak jak pracuje to żyje i jakoś mu się powodzi, można powiedzieć nawet nieźle!. Z Anglikiem i Niemcem jest podobnie, tyle tylko , że oni zachowują dobrą kondycję finansową prze kolejne 6 – 9 miesięcy kiedy jakoś nie znaleźli lub po prostu nie szukali kolejnego zlecenia , które chcieliby wykonywać. Wym czasie polski wykonawca zwyczajnie umiera. Akumulacja kapitałowa żadna. Nie dlatego , że Polak jest nieroztropny. Stawki, ceny usług są – wbrew opinii inwestorów – są bardzo niskie.  Ok i tak jest dobrze – starczyło pieniędzy na zaległe ZUS-y i podatki. Rozumiecie Państwo, że ktoś taki będąc nawet przyzwoitym chłopem staje przed dylematem nie małym. Przecież okazji , żeby orżnąć inwestora na materiałach jest sporo!!! W grę wchodzi czasami kilka , kilkanaście czasami kilkadziesiąt tysięcy złotych. Pozostawmy te dramatyczne dylematy gdzieś tam z tyłu głowy i wróćmy do modelu najpopularniejszego. Inwestor biega po hurtowniach materiałów budowlanych , szuka w internecie, negocjuje, pertraktuje, wykłóca się , w końcu jak Anders na białym koniu tak on w kabinie samochodu dostawczego wjeżdża z materiałem na budowę.  I tak … ze sto razy!! Waga ciała spada pieniędzy ubywa , ale osobiście wszystkiego dopilnował! Majster kwituje to krótkim
– No, tera to robota poleci!!.
Pamiętacie Państwo tytuł tego tekstu – warto przypomnieć w tym miejscu – „Materiały budowlane to jeszcze nie dom” –  bo ważne jest co wydarzy się od tego momentu z materiałami z takim trudem i kosztem dowiezionymi na budowę. Inwestor się spisał – klasyczne – „krew, pot, i łzy” , ale to tylko materiał budowlany – to jeszcze nie dom!. Co zrobi wykonawca z materiałem ? Czy będzie wiedział jak go użyć ? Jaką chemie budowlaną gdzie  zastosować? Jak rozładować i przechowa na budowie wełnę mineralna, styropian , papę czy okna. Czy wykonawca rozumie co oznacza stosowanie się do technologii? Cz w ogóle rozumie sens tego słowa? To jest proszę Państwa kluczowy moment!! Tego rodzaju pytania można mnożyć. Musicie być pewni wykonawcy w tym momencie!. Być może warto na tym etapie budowy wykazać się TAKĄ SAMĄ  – LEPIEJ WIĘKSZĄ ENERGIĄ NIŻ W TRAKCIE POZYSKIWANIA MATERIAŁÓW BUDOWLANYCH.
Wśród wykonawców jest coraz więcej dobrze wykształconych przyzwoitych ludzi, którym należy się szacunek za dobrze i odpowiedzialnie wykonywaną pracę. Jest też – przykro mi , że jako stary budowlaniec muszę to powiedzieć – sporo patentowanych durniów, zupełnie nieświadomych higroskopijności wełny mineralnej, słabej odporności styropianu na bitumy, naprężeń występujących w szkle czy stali i tysięcy innych rzeczy , które powinni wiedzieć!
–  Panie ja to robię od 30 lat … przestań mi tu Pan z jakąś fizyką budowli!
Ci ludzie często niszczą spore ilości materiału: stosując nieodpowiednie materiały w nieodpowiednich miejscach, stosując nie właściwą technologię, źle przechowując itd, itp. Jeżeli jesteście Państwo przekonani i pewni swego wykonawcy super. Do przelanej na konto wykonawcy należności się dodatkowo kwiaty, dobra wódka i wdzięczność za załatwianie ważnej życiowo sprawy. Super. Jeżeli nie jesteście przekonani – czytajcie instrukcje i ulotki, szukajcie w internecie, pytajcie hurtowników oni też sporo wiedzą. Kiedy na tylko wrażona przez Państwa wątpliwość usłyszycie
– „będzie Pan zadowolony” .. od razy – „walcie w mordę”!

Googlaski do roboty!

Googlaski do roboty!

Kilka refleksji na temat informowania o cenach materiałów budowlanych. W przypadku poniższego tekstu chce skupić się na kwestiach internetowych. Obejrzałem wiele budowlanych informatorów cenowych, które w sposób ewidentny i nie skrywany próbują pozycjonować się na frazach: materiały budowlane ceny, ceny materiałów budowlanych itp itd i stwierdzam co następuje. Znakomita większość stron ulokowanych przez Google na topie rankingu to strony o małej przydatności dla osób rzeczywiście zainteresowanych cenami. Cel korzystania z informatora cenowego jest dosyć oczywista – po porównaniu różnych analogicznych lub tylko podobnych możliwości dokonanie optymalnego wyboru cenowego przy zakupie czegokolwiek. Jaj zatem korzystać – nie mogę się powstrzymać – z durnego informatora, w którym wyspecyfikowano tysiące artykułów budowlanych bez żadnego opisu jakiejkolwiek precyzji pozwalającej na identyfikacja „co zacz” dorzucając do tego ceny z kosmosu – cholera wie … detaliczne, hurtowe, producenta… ?? Np zapis: nit – 1 PLN albo śruba 3 PLN albo wełna mineralna twarda 39 PLN … super… czujecie się Państwo usatysfakcjonowani informacją? Np nit może być z aluminium , ze stali i jeszcze kilku metali i stopów; są również nity zrywalne i nie; poza wszystkim nity mają średnice i długość i jeszcze kilka innych atrybutów, a tu zapis .. nit – 1PLN… toż to zwykły bełkot! Inny przykład na stronie informatora cenowego jednej z szacownych sieci budowlanych zgromadzono ładnie wyglądającą sporą listę producentów. Linki, odsyłacze powinny prowadzić do stron producentów zawierających cenniki źródłowe. Rzecz prosta, ale zamiar uczciwy. Zawsze producent to jednak źródło informacji pierwotnej. Jest dobrze … akurat. Byłoby dobrze gdyby linki działały. Niestety duża część linków „nie chodzą” spora pokazuje podlinkowanie do naszej ulubionej liczby – 404. Miało być dobrze jest .. lipa. Dlaczego tak ? Odpowiedź jest prosta i oczywista… lenistwo, gnuśność , niedbalstwo, ale również brak czasu, pieniędzy i ludzi. Rozumiem. Jednak efekt smutny. I teraz proszę Państwa najlepsze. Z ważnego powodu znanego Google tego typu strony znajdują się w top 10. Oj moje wy googlaski te wasze narzędzia zwierzaki, Pandy, Pingwiny i co tam jeszcze za dużo móżdżku nie mają! Wasze algorytmy ratingujące” łykają” często bełkot bez faktycznej wartości użytkowej dla internautów, a przecież miało być to takie ważne!! Oczywiście mam świadomość starań podejmowanych przez Google, doceniam, chyba nawet podziwiam ogrom zjawiska. W zakresie budowlanych informatorów cenowych … no cóż – lipa! Do roboty googlaski – do roboty!

Niskie ceny w marketach budowlanych

Niskie ceny w marketach budowlanych

Skąd biorą się niskie ceny materiałów budowlanych w usieciowanych marketach czyli tzw sklepach wielkopowierzchniowych ? Temat bez wątpienia zasługuje na spory wydatek energetyczny i czasowy wytrawnego dziennikarza .. śledczego:). Trochę żartuje, a trochę mowie poważnie! Do rzeczy. Domyślacie się Państwo, że znakomita większość producentów materiałów budowlanych chętnie umieszcza swoje produkty na półkach jakże rozpowszechnionych marketów budowlanych. Wolumen sprzedaży kusi … bardzo! Zresztą to jednoznaczne i bezdyskusyjne wskazanie biznesowe. Nie jest to jednak wcale takie proste. Na drodze stoją spore koszty, rozbudowane procedury zachodnich koncernów, no i stający za ich przestrzeganiem koncernowi negocjatorzy…”marketowe goryle” – określenie nie moje. Tu można by napisać barwną księgę opisującą relację pomiędzy producentami materiałów budowlanych, a sieciami marketów. Wow, ale by było!!! Wszystkich uczestników zjawiska zachęcam do notatek i spisywania wspomnień jeżeli „popadli” w stosowny wiek. To byłby znakomity dokument. Wierze, że taka książkę powstanie… pewnie nie jedna – dokumentująca zjawisko i wiele mówiąca o współczesnej gospodarce w Polsce. Nie mam tyle siły i czasu, żeby opisać wszystko co wiem. Na okoliczność tego tekstu pozwolę sobie przytoczyć tylko jedną historię, a właściwie historyjkę, ale dobrze ilustrującą sprawę. W tym przypadku z inicjatywy sieci marketowej dochodzi do zadzierzgnięcia rozmów o możliwej współpracy. Punkty dla producenta to market występuje z inicjatywą – „to im zależy”. Hmm. Faza początkowa, obie strony używając języka negocjatorów – „nagrzane”. Zdecydowana większość punktów umowy jest akceptowana przez strony. Inna sprawa, że radca prawny producenta, starszy pan, ze zdumieniem przeciera oczy – czego to w umowie zaproponowanej przez sieć marketowej nie ma. – wielkie samochody systematycznie opróżniające magazyny – kurde, ale byśmy się odkuli – to głos jednego z handlowców producenta oddelegowanych do rozmów. Oczywiście staje problem cen! Problem jest – oczekiwania marketu są trochę dołujące. Rozmowy trwają tygodnie. Koncernowi negocjatorzy zaprawieni w bojach, w sumie trzy osoby poprzedzające na rozmowy w zmiennym składzie są grzecznie natrętni leciutko agresywni. pojawiają się w firmie coraz częściej dając do zrozumienia, że czas rozmów się kończy i gdyby nie osobista sympatia to ich szefowie by już dawno ich zmusili do podpisania umowy z konkurencyjnym producentem. Wielka narada u producenta z udziałem „wszystkich świętych” – co możemy jeszcze zrobić? .. no trochę możemy, ale te nasze produkty jakoś „kupy muszą się trzymać”. Spis ustaleń sprowadzających się Szanowni Państwo – i żadne dementi tu nie pomogą!!! – do ograniczenia jakości produktu. Po prostu. – Dodamy trochę mniej tego i tego i tego też mniej, jeszcze trochę mniej… chyba mieści się w normie. Projekty nowych opakowań. Powstają nowe kalkulacje. Nowa tura negocjacji. Niestety nowe obniżone ceny produktów nie pomagają w nawiązaniu współpracy. Nie są dość niskie. obniżona jakość produktów mało zajmuje marketowych negocjatorów. Pod koniec rozmowy marketowcy stają się malkontentami, są nie zadowoleni i opryskliwi. Uczestniczący w tej rozmowie Prezes zarządu spółki ..detonuje! Wyrzuca lekko przerażanych negocjatorów marketowych na tzw zbitą mordę. Prosi o odprowadzenie Panów do drzwi dorzucając na odchodne, – żeby już więcej się tu nie pokazywali!!! Markeciarze odjeżdżają. Sekretarka podaj krople uspakajające. Fabryka wraca do normalnej pracy. Mija tydzień …. i zgadnijcie Państwo czyj samochód stoi przed siedzibą zarządu producenta materiałów budowlanych 🙂 Oczywiście – Bingo! Negocjatorzy marketowi tym razem w komplecie trzech osób proszą o zaanonsowanie u pana prezesa. Przerażona sekretarka anonsuje … prezes dziwnie spokojny zaprasza do gabinetu, serdecznie wita przybyłych. Panowie lekko spięci zapewniają o szacunku i wielkiej osobistej sympatii. Gra wstępna przedłuża się. Prezes słuch spokojnie. Po dwóch kwadransach „gadania o karabinach i starych Polakach” Panowie przechodzą do rzeczy. Pytają – czy czegoś – jednak, mimo wszystko, nie dałoby by się zrobić ….z tym cenami. Bo oni bardzo by chcieli.. Prezes słuch spokojnie. Perorowanie Panów trwa, wzmaga się lekko agresywny koncernowy ton. Siedzący przy biurku prezes uśmiecha się uprzejmie w kierunku panów z centrali wielkiej sieci marketowej poprawia na swoim prezesowskim fotelu przydusza guzik i wzywa sekretarkę. Panowie lekko skonsternowani milkną… – co teraz? „w obecności kobiety nie da nam po mordzie” … ostatnio był tego bliski. Prezes wciąż uprzejmie się uśmiecha i prosi panią sekretarkę, żeby notowała. Po sformułowaniu pierwszych zdań notatki służbowej sekretarka robi wielkie oczy, guziczek ostatni strażnik dekoltu z trudem odpiera napór. Panom negocjatorom marketowym opadają szczęki. Pan prezes nienagannie grzeczny zgadza się na ceny zaproponowane przez sieć marketową! Podpisy pod notatką, ukłony, uściśnięcia dłoni. Sukces. Porozumienie. – …ale przecież koszty produkcji!! Informacja rozchodzi się po fabryce… – Prezes zwariował ani chybi! O koło południa prezes zwołuje zebranie z udziałem wszystkich świętych”. Tym razem już o nic nie pyta nie radzi się tylko rzeczowo i bez uśmiechu – który znikł z jego twarzy wraz z odjazdem negocjatorów – stwierdza: – Chcieli niskich cen dostaną niskie ceny!! … teraz do roboty. W tzw międzyczasie Pan prezes zlecił „ciche badania ” w laboratorium zakładowym. Osobiście kupując konkurencyjne produkty w innej konkurencyjnej sieci marketowej. – No cóż proszę Państwa – stwierdza pan prezes – w tych wynikach badań jest …. zwykłe gówno, mówiąc grzeczniej produkty konkurencyjne są kiepskie .. bardzo. Więc zrobimy tak: tu następuje długa lista ograniczeń materiałowych i technologicznych dotyczących produktów. Nowe kalkulacje potwierdzają … Pan prezes nie zwariował. Prezes ma „łeb do interesów”. Z największym entuzjazmem spółka producenta materiałów budowlanych spełniła postulat negocjatorów dotyczący napisów na opakowaniach. Wielkie napisy marki marketowej przesłaniają ledwo widoczne napisy dotyczące producenta. – „Jak myślisz kotku co w tym opakowaniu jest w środku” ?:)

Budowlane sklepy internetowe

Budowlane sklepy internetowe

Powiększa się sieć naszych branżowych sklepów budowlanych. Obecnie zapraszamy do: BETTERIAL * CHEMIA BUDOWLANA * STYROPIAN * WEŁNA MINERALNA * PŁASZCZE BLASZANE * TERMOIZOLACJE * OTULINY IZOLACYJNE , no i oczywiście nasz weteran 12 letni – wciąż liderujący ICMARKET – to bezdyskusyjnie najbogatsze oferty branżowe w zakresie materiałowym oraz mnóstwo ciekawych informacji ułatwiających wybór materiału.

Sorry Panie Kosztorysancie Sorry

Sorry Panie Kosztorysancie Sorry

Jest w narodzie pewna zła skłonność, którą chętnie bym wyplenił. Oczywiście wiem, że „się nie da”. Chce jednak o tym głośno powiedzieć bo rzecz wymaga choćby lekko podniesionego głosu. Mówię Szanowni Państwo o formułowaniu tzw ofert na materiały budowlane. W sytuacji tak wielkiej podaży materiałów budowlanych jest zrozumiałe i oczywiste, że klienci wybierają, przebierają, proszą o tworzenie ofert, żeby tym łatwiej porównać i dokonać optymalnego wyboru materiału i miejsca zakupu. W przypadku materiału na dom czy inwestycje firmową w grę wchodzą tzw „nie małe pieniądze” więc trzeba się dobrze zastanowić przed ostateczną decyzja. Tak jest i tak powinno być. Standard. Nasza rola budowlanego sklepu internetowego jest tu jasna. Staramy się wywiązywać z niej najlepiej jak można. Byłoby pięknie gdyby wszystkie opracowane i przesłane klientom oferty przedzierzgały się później w realizację. Tak nie jest z powodów oczywistych, które doskonale rozumiemy i akceptujemy. Firmy, które akceptują nasze propozycję w ślad za tym formułują zamówienia i przystępujemy do omawiania szczegółów dotyczących realizacji. Inni grzecznie informują, że nasza oferta „nie przeszła”, dziękują za opracowanie i może dopowiadają grzecznościowe „kiedyś w przyszłości”.. My dziękujemy za informację, szczęśliwi, że nie będziemy mieli tych nieznośnych problemów z wydawaniem zbyt dużej ilości pieniędzy. Sprawa się kończy. Panie kolego … no to o co właściwie chodzi?? Otóż chodzi o grupkę osób prywatnych, firm, projektantów, kosztorysantów, który nie mają zamiaru kupić u nas choćby gwoździa, ale bardzo odważnie formułują prośby – nie wiem czy te teksty nie znoszące sprzeciwu można nazywać jeszcze prośbami – o opracowanie oferty cenowo materiałowej. Łatwo z ” z tonu” maila wyczuć rodzaj interlokutora. Niektóre z tych próśb przyprawiają nas o tylko o niesmak, inne są groteskowe, jeszcze inne nie przymierzając bezczelne. Wiem, wiem, że w relacji z potencjalnym klientem to słowo niepoprawne politycznie, jednak w relacji do występujących sytuacji nie zastępowane – bezczelne. Nieliczne przykłady. Nieliczne bo lekarz zabrania się denerwować: „Proszę o przygotowanie oferty cenowej wraz z doborem stosownych materiałów w nieprzekraczalnym terminie do … godziny 15.00. Rysunki w załączniku”. Ewidentnie spóźniony Pan zaopatrzeniowiec życzy sobie żebyśmy stworzyli ofertę na 80 pozycji dobierając ( czytaj wykonując stosowne obliczenia ) odpowiednie materiały. Przy czym rzecz ma zawierać 12 miesięczną gwarancję cenową. Pan zaopatrzeniowce daruje nam na ten cel całe 5 godzin … łaskawca. Panie zaopatrzeniowcu dużego koncernu energetycznego… „wracamy stamtąd dokąd Pan zmierza” . Za długo żyjemy na tym świecie, żeby nie wiedzieć, ze tworzy Pan tzw background czyli zwyczajne tło dla jedynie słusznych od lat dostawców materiałów. Nieśmiało mówimy … nie. Ośmiela nas jedynie fakt, ze na żadną z poprzednich 7 przesłanych ofert nie dostaliśmy w przeszłości żadnej odpowiedzi… żadnej. Sorry drogi Panie – NIE!!!! Inny przykład z serii groteska: „Proszę o przygotowanie oferty cenowej na dwa opakowania silikonu… W przyszłości zamierzamy u Państwa zaopatrywać się w duże ilości tego produktu – pełno paletowe.” Pełni nadziei na świetlaną przyszłość tworzymy ofertę na 2 silikony ze świadomością, że klient nigdy nie kupi żadnych palet i gromadzi oferty , żeby podjąć poważną decyzję dotyczącą różnic kilkunasto-groszowych. Groteska krystaliczna. Jakże częsty kolejny przypadek – typu leniwy kosztorysant. Panowie kosztorysanci bez żenady i opamiętania próbują zawalać nas swoimi obowiązkami. Tu ciekawy moment. Często przesyłają w mailach załączniki pełne rysunków – maile ważące po kilkanaście mb – wielkich obiektów. Na pytanie z naszej strony o specyfikacje materiałową pada odpowiedź – „z rysunku weźcie sobie ilości”. Są pewne granice ludzkiej odporności …. nawet takich „podludzi” jakim jest załoga sklepu internetowego z materiałami budowlanymi. Fakty są takie , że czasami nam „guma strzela” i realnie współpracujemy z wieloma tego typu ludźmi jednak tu stosunkowo najłatwiej i najbliżej nam do odpowiedzi – „sorry Panie kosztorysancie sorry”.

Jak wcześniej napisałem rozumiemy i respektujemy role budowlanego sklepu internetowego w procesie zaopatrywania rynku w materiały budowlane. Pomimo jednak sporego doświadczenia w branży nigdy, przenigdy nie zaakceptujemy braku elementarnego szacunku dla naszego czasu i wysiłku. Klasyk – „chcesz by twoją prace i czas szanowali ludzie , szanuj prace i czas innych”. Systematycznie, chętnie i dużo materiałów budowlanych dostarczamy na rynek polski, mamy też miło rosnący eksport. Staramy nadawać naszej pracy możliwie profesjonalny poziom. Tej niewielkie grupce „klientów – nie klientów”, którzy ewidentnie próbują „łapać się na kajak bez wiosłowania mówimy stanowcze! – „Sorry drodzy Państwo Sorry” 🙂